wtorek, 27 września 2016

Kochać, ale inaczej

Teraz już rozumiem typową odpowiedź rodziców na pytanie, które dziecko kochają bardziej :)
Czytelnicy bloga zapewne zauważyli, że mało piszę o moim młodszym kocie, Maggie May.
Głos z offu: o ile w ogóle piszę cokolwiek, ale staram się poprawić :)



Maggie May jest sierściem trudnym do kochania. Jest trochę dzika i płochliwa, czasami zachowuje się dziwacznie nawet jak na kota (np. chodzi na ugiętych łapach, jakby się czegoś bała, chociaż nie ma czego, miauczy wchodząc do pomieszczenia i nie wiadomo po co, zapewne po to, żeby oznajmić swoje przybycie), nader często ma nastrój nieprzysiadalny.

Nie jest taką przylepą jak Gryzelda, która domaga się brania na ręce, mruczy bez przerwy i czochra się o wszystko, co się nie przewraca.

Ale to nie znaczy, że jej nie kocham. Bo może jest dziwaczna i dzika, ale potrafi być też urocza i przezabawna. A jaka jest inteligentna! (choć, jak to kot, czasem zachowuje się jak totalny głupol - przypuszczam, że to też jakaś sprytna strategia)

Jak działa koteczek

Kojarzycie te wszystkie durne amerykańskie filmy familijne, gdzie psy mają zwyczaj komunikować się z ludźmi poprzez szczekanie i prowadzenie człowieka w określone miejsce? Najwyraźniej Maggie May je oglądała, bo właśnie tak komunikuje się ze mną. Wchodzi do pokoju, patrzy na mnie i miauczy. Kiedy wstaję i pytam: "co, koteczko?", wtedy zostaję prowadzona. Chce się bawić - prowadzi mnie do drugiej sypialni, wskakuje na łóżko i siada na wstążce. Chce jeść - prowadzi mnie do kuchni. Chce wyjść na balkon - idzie pod drzwi tegoż. Chce się miziać - bodzie mnie głową w rękę. Nadmiernie Komunikatywny Kotek.

A czasami po prostu PACZY.

Maggie May nie lubi nudy i ma zwyczaj jadać w różnych punktach mieszkania. Latem lubi spożywać posiłki na balkonie (wiadomo, że nie ma nic przyjemniejszego niż kolacja na tarasie w letni wieczór), czasem pod stołem w salonie, czasem pod fotelem w mojej sypialni, czasem na parapecie w drugiej sypialni. Być może usiłuje w ten sposób zmylić Gryzeldę, która zawsze po niej dojada, ale próżne to wysiłki, bo Gryzelda co prawda jest niewidoma, ale nadal ma doskonały słuch i węch, więc zawsze tę miskę znajdzie.



Jak już pisałam, moja czarno-biała wiedźma nie jest szczególnie przytulalska i nienawidzi brania na ręce (miauczy wtedy jak gdyby działa jej się najgorsza krzywda), ale to nie oznacza, że w ogóle nie lubi mizianek. Po prostu musi się to dziać na jej warunkach: sama do człowieka przyjdzie, nawet miauknie i strzeli baranka w rękę, gdyby personel się opieprzał. Wybiera sobie w tym celu dość specyficzne pory, np. 5 minut przed budzikiem albo o trzeciej nad ranem. A mruczy! Jak PRLowska lodówka! Przez pierwszy rok życia z Maggie May byłam przekonana, że ten kot nie umie mruczeć, więc możecie sobie wyobrazić, jak bardzo byłam zdziwiona.


Umaszczenie Maggie May jest przezabawne i nie ma tygodnia, żebym nie odkryła jakiegoś detalu, który wcześniej mi umknął (wraz z kotem). Póki co doszukałam się:
- czarnego bolerka
- białych kozaczków
- białych włosków w uszach
- różowych i brunatnych poduszek (koty białołapne mają z reguły różowe)
- asymetrycznego pyszczka, który jest jedyny w swoim rodzaju
- lampki na ogonie



Kotecek jest niemalże bezustannie zaabsorbowany sytuacją na zewnątrz (zwłaszcza ptaszkami na drzewie, którego korona kończy się na wysokości mojego balkonu) i uwielbia wszystkie punkty obserwacyjne. Teraz już mniej obsiaduje balkon, bo robi się zimno, ale parapety dają radę. W razie czego zawsze można się dogrzać lampką nocną.



Jak widać na poniższym obrazku, karton służący za drapak i punkt obserwacyjny obu kotom jest solidnie nadgryziony. Maggie May wydaje się być amatorką celulozy (a może ciągle zapomina, że nie jest, bo jednak zawsze wypluwa).



Kiedy przygarnęłam Maggie May, kupiłam jej łóżko. Nieduże, okrągłe, miękkie, błękitne. Kotek zaaprobował natychmiast po obwąchaniu i spał w nim jakiś czas. Niestety, jakieś dwa tygodnie później łóżko zostało odkurzone z sierści i od tego czasu Maggie May nawet nie chce na nie spojrzeć. Wyrko jest jej do tego stopnia nienawistne, że można go użyć jako antykociej blokady na krześle (bo zaraza lubi podsiadać). Często sypia w nim Gryzelda, bo została wygryziona ze swojego posłania.



Łóżko popadło w niełaskę, ale za to mój nowy koc (w koty, a jakże) cieszy się wręcz uwielbiebiem. Maggie May uwielbia go udeptywać, mrucząc jak w transie.



Moja czarno-biała kuleczka jest przyjemnym kotem i mam nadzieję, że będzie żyła długo, zwiększała masę w granicach rozsądku i dobrze się trzymała. Dziewczę ma FIV, więc pewnie z wiekiem pojawią się jakieś komplikacje, ale póki co jest pełna wigoru i kotowatości.

Maggie May robi, co może, żeby powiększyć swoją objętość, ale Gryzelda nadal wygrywa w długości.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz