środa, 14 marca 2012

Kup ciuszek

Zuooo, czyli literackich zmagań ciąg dalszy


Tym razem zadanie polegało na przepisaniu znanej historii ze zmianą motywów bohaterów. Wzięłam na warsztat bajki - przesłałam na razie tylko jeden tekst, ale zamierzam kontynuować serię. 

Swoją szosą - pisanie własnymi słowami czyjejś historii jest strasznie ciężkie. Jak ja te wypracowania w szkole pisałam?

Odkąd umarła matka i ojciec ożenił się ponownie, życie Kopciuszka było pasmem udręk i poniżeń, a dziś wieczorem spadła na samo dno upokorzenia. Oto bowiem macocha zagoniła ją do pracy w kuchni, a sama wybierała się na bal do księcia wraz ze swoimi dwiema córkami.
- Tobie ziarno od popiołu oddzielać, a nie po balach tańcować, kocmołuchu! - wyśmiewały się z Kopciuszka przyrodnie siostry.
Kopciuszek usiadła w kuchni, westchnęła i wzięła do rąk misę z ziarnem. Przez uchylone drzwi do sieni obserwowała, jak jej dręczycielki, ubrane w piękne toalety, uperfumowane i ufryzowane, wychodzą na przyjęcie.
Mijały godziny, a roboty nie ubywało. Kopciuszek przetarła spocone czoło, brudząc sobie twarz popiołem. Brud zaczęły rozmazywać łzy.
- Czym sobie zasłużyłam na takie podłe traktowanie? Dlaczego muszę tkwić w kuchni? Tak bardzo chciałabym być na balu, nosić piękne suknie i tańczyć! - załkała.
Chmura złotego pyłu zamigotała przed oczami Kopciuszka.
Widocznie ślepnę od pracy w kuchni! - pomyślała dziewczyna.
Zamrugała, ale chmura nie zniknęła - zaczęła się rozrastać, gęstnieć i w końcu przybrała postać kobiety: pięknej damy w złotej sukni.
- Kopciuszku, nie płacz! Ludzka podłość nie jest warta twoich łez! - powiedział gość.
Kopciuszek przetarła oczy i uszczypnęła się z całej siły, myśląc, że śni, ale dama nie znikała.
- Kim jesteś? - zapytała.
- Jestem dobrą wróżką-stylistką, drogi Kopciuszku. Mogę na jeden wieczór sprawić, że będziesz wyglądać olśniewająco! Powiedz, czego chcesz?
- Chciałabym pojechać na bal, mieć piękną suknię i karetę! - zaszlochała Kopciuszek. - Poznałabym tam bogatego kawalera, wyszła dobrze za mąż i wyrwała się z tego domu, gdzie traktują mnie gorzej od służącej!
- Nie mogę zagwarantować sukcesu matrymonialnego, ale zrobię co w mojej mocy. Stań prosto, popracujemy nad twoim wyglądem.
Wróżka uniosła różdżkę i machnęła nią lekko. Kopciuszka omiotła chmura złotego pyłu. Kiedy pył opadł, była czysta, pachnąca i odziana w olśniewającą, błękitną suknię.
- Wspaniała kreacja, Dobra Wróżko! Dziękuję ci stokrotnie! - zawołała Kopciuszek z zachwytem.
- Cała przyjemność po mojej stronie, ślicznotko. Teraz zajmiemy się karetą i końmi... pomyślmy...
Zdjęła z zapiecka dorodną dynię, odsunęła miotłę z kąta i złapała uciekające z odsłoniętej dziury cztery myszy. Wyszła na ulicę ze zdobyczami, machnęła różdżką - i oto myszy zmieniły się w konie, a dynia w karetę! Kopciuszek zaklaskała z uciechy i rzuciła się czarodziejce na szyję.
- Jest idealna! Dziękuję ci, Dobra Wróżko!
- Nie trać czasu, skarbie! Wsiadaj i jedź! I pamiętaj: musisz wrócić do domu przed północą, bo czar przestanie działać!

Kopciuszek przybyła na bal, gdy wszyscy tańczyli już w najlepsze. Goście byli pochłonięci kręceniem piruetów, ukłonami i rozmową, ale gdy dziewczę stanęło w drzwiach, wszystkie oczy skierowały się na nią. Orkiestra umilkła. Sam książę podszedł do nowo przybyłej, ujął ją za rękę i poprowadził na środek parkietu, nie odrywając od niej oczu. Dał znak orkiestrze. Popłynął walc, zawirowały pary.

Książę nie odstępował swojej nowej partnerki przez resztę wieczoru. Komplementował jej suknię, płynne ruchy w tańcu, fryzurę i biżuterię. Był czarujący i dowcipny. Kopciuszek śmiała się. Była tak szczęśliwa, że straciła poczucie czasu i kiedy w końcu przypomniała sobie o ulotności czaru, zegar wskazywał kilka minut do północy.

- Wybacz, książę! Muszę cię teraz opuścić! - wyswobodziła się z objęć i pobiegła w kierunku wyjścia. W ferworze ucieczki nie zauważyła, jak zgubiła pantofelek.

Chwilę później szła ulicą w deszczu, ubrana w brudny, kuchenny fartuch, w jednym bucie. Nie zważała na zimno i słotę, wciąż wspominając szczęśliwe chwile. Była pewna, że wkrótce jej los się odmieni i układała dalszą strategię operacji Bogaty Mąż.

Nazajutrz macocha jeszcze bardziej wyżywała się na pasierbicy. Była niezadowolona, bo książę nie zwrócił uwagi na żadną z jej córek i cały wieczór był zainteresowany tylko tą nieznaną nikomu panną. Kopciuszek za nic miała złorzeczenia macochy, snując marzenia o księciu i dostatnim życiu, jakie ją czekało, jeżeli ten połknie haczyk.

Wczesnym popołudniem, gdy macocha po raz kolejny łajała pasierbicę za nic, rozległo się pukanie do drzwi. Zaanonsowano samego księcia, w asyście dwóch dworzan.
- Szanowna pani! - przemówił książę do oniemiałej macochy - Poszukuję damy, która wczoraj wieczorem tańczyła ze mną na balu. Niestety, panna owa nie zdążyła mi się przedstawić, pozostał mi tylko jej pantofelek. Czy pozwolisz, że sprawdzę, na którą z pań pasuje ów prześliczny bucik?
Macocha zawołała swoje córki, sama również wysunęła stopę - na próżno, bucik był za mały na każdą z nich. Książę już chciał się żegnać i kontynuować poszukiwania, kiedy przez uchylone drzwi kuchni zobaczył Kopciuszka. Dopadł do niej, skłonił się i zapytał:
- Pani, czy uczynisz mi ten zaszczyt i przymierzysz ten oto pantofelek?
- Ona nie była na balu! Ten kocmołuch? Siedziała w kuchni cały wieczór! - zaprotestowała macocha.
Kopciuszek skłoniła się i ubrała pantofelek. Bucik leżał idealnie.
- Czy zechcesz towarzyszyć mi do zamku? - zapytał podekscytowany książę.
Kopciuszek niemal wybiegła z domu i wsiadła z księciem do powozu. Dworzanie usiedli na koźle i karoca pomknęła ku zamkowi.
- Och, kochana! Jak się cieszę, że cię znalazłem! - cieszył się książę. - Nie mogłem odpuścić, musiałem poznać damę, która ma taki wspaniały gust!
Kopciuszek spłoniła się i postanowiła zachować informację o wróżce-stylistce dla siebie.
- Co powiesz na to, skarbie: pobierzemy się i będziemy sobie kupować suknie? - kontynuował książę. - Zostaniesz moją osobistą stylistką. Weźmiemy oczywiście ślub, wiesz, jacy są ludzie. - mrugnął porozumiewawczo. - To jak? Zgodzisz się, w imię dobrego stylu?
Kopciuszek zamyśliła się. Nie tak wyobrażała sobie małżeństwo, to prawda. Wolałaby rycerza na białym koniu niż zniewieściałego miłośnika pantofli, ale czy trafi się jej kiedyś druga taka okazja? Będzie przynajmniej zabezpieczona finansowo, wyprowadzi się wreszcie od znienawidzonej macochy i sióstr, będzie nosiła piękne stroje - co z tego, że na społkę z mężem. A miłość? Prędzej czy później znajdzie się jakiś znudzony arystokrata, który, łasy na wdzięki młodej księżnej, zechce wspomóc przedsięwzięcie spłodzenia następcy tronu. Raz kozie śmierć!
- Z radością, książę. Jestem pewna, że oboje doskonale będziemy wyglądać w błękicie! - powiedziała Kopciuszek i uśmiechnęła się promiennie.
I żyli razem długo i modnie.



Lepiej zabierzcie mi klawiaturę, bo powstanie więcej zua :C

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz