poniedziałek, 30 maja 2011

Teoria małego jetlagu

Czasami mniej znaczy więcej.

Przez większość mojej irlandzkiej egzystencji dworowałam sobie z całej jednej godziny różnicy między strefami czasowymi. Przyjeżdżając do domu nabijałam się, że muszę odespać jetlag, że nie mogę się przestawić itp. i generalnie robiłam sobie jaja, ale dopiero niedawno dotarło do mnie (z wielkim opóźnieniem), że ta jedna godzina różnicy miesza bardziej niż linia zmiany daty.

Rozdział 1: Praca

Przyjrzyjmy się, jak wygląda typowy dzień pracy przeciętnego pracownika naszego przedsiębiorstwa:


*ewentualnie meetic, yahoo.fr, Le Monde
** czyt. kawa, szlugi i tort urodzinowy (urodziny zawsze się jakieś znajdą)
*** nierzadko jednocześnie
**** "nie opłaca się już nic zaczynać, jutro też jest dzień, ojp, ale jestem skonana/y, ja chcę do domu"

Wygląda normalnie, prawda? A teraz jak się to zestawi czasowo na linii Paryż-Dublin:

(i)
Paryż: Hej, chcę porozmawiać bugu nr...
Dublin: Eeee... nie pamiętam, daj mi chwilę... (z ciężkim sercem zamyka google chrome i odpala firmowy software)
atakowanie człowieka, zanim kofeina z pierwszej kawy zacznie działać, powinno być zabronione konwencją genewską, z tego samego paragrafu co dobijanie rannych

(ii)
Dublin: Słuchaj, patrzę w ten enhancement i ni uja nie rozumiem, co ty tutaj zmalowałeś
Paryż: Pogadamy później, oki? Idę na lunch. Nara.
a tak konkretnie to nie "nara", tylko "a+" lub "cu l8r"

(iii)
Paryżanie świeżuścy i wypoczęci, Dublin wściekły i skonany, bo nie dość, że musieliśmy jeść w pośpiechu (niektórzy potrzebują na lunch więcej niż godziny), to jeszcze nie zdążyliśmy doładować się kawą i przyciąć minutowego komara na biurku. Spotkanie mija w dziwnej atmosferze i wszyscy są potem na siebie wkurwieni.

między (iii) a (iv)
Praca wre lub chociaż trochę paruje (nareszcie)

(iv)
Dublin: Słuchaj, mam taki problem (i tutaj wyłuszczenie tegoż problemu)
Paryż: Nie wiem, mam to w dupie. Życie jest do dupy. Nasz soft jest do dupy. Widziałaś ostatni odcinek "How I met your mother"?
Dublin: (konsternacja, demotywacja, prokrastynacja lub zakończenie konwersacji w imię Mega Produktywności)

(v)
Dublińczyk: What up, bro?
Paryżanin: Idę do domu, wreszcie. Nara.

Żeby było zabawniej, kontakty na linii Dublin-Hong Kong lub Dublin-Brisbane (zależy, gdzie akurat jest Natacha, to się często zmienia) wypadają w miarę normalnie.



Rozdział 2: Kontakty matko-córkowe

Tutaj problem leży nie tylko w strefach czasowych, ale takze obyczajach. W PL pracę z reguły zaczyna i kończy się wcześniej (chociaż prywaciarze to zmieniają, powoli).



Jak widać, w tygodniu praktycznie nie ma szans pogadać na GG czy skypie. Co najwyżej wymienić gmaila na szybko.

Rozdział 3: Inne sprawy drobne

Nauczyłam się już, żeby w czasie podróży do kraju ojczystego przestawiać zegarek tuż po starcie samolotu. Niemniej jednak, umawianie się ze mną tuż po moim przyjeździe lub nazajutrz rano jest b. ryzykowne. Istnieje bowiem ryzyko, że się spóźnię, bo przeświadczona, że mam jeszcze dużo czasu, nagle odkryję, że ojapierdolęjużjestemspóźnionaebanestrefyczasowe.

Kiedy kolega w Szczecinie ma fajrant i zmywa się z GG, ja zielenieję z zazdrości, że muszę jeszcze siedzieć na swojej galerze.

Wniosek: Strefy czasowe w cywilizowanym świecie nie powinny się tak różnić. Ruskom się udało wyeliminować swoje strefy, to nam, wielce oświeconej Unii Zdradzieckiej Europejskiej tym bardziej powinno się udać.
Ja wiem, że bycie wyspiarzem jest fajne i należy podkreślać swoją odrębność przy każdej sposobności, ale macie już te swoje dwa krany, więc się wypchajcie. O.



Chciałam tez z tego miejsca dodać, że dotąd będę edytować datę publikacji notki i puszczać kolejne numery Fucktu w Internety w czasie wyspiarskim. Uważam, że będzie to bardziej pasowało do mojego mindsetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz