poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Słowa i dźwięki

Razem, a jednak osobno.

Jako maniaczka filmów i muzyki (i w ogóle osoba kulturwalna, że ja pierdzielę) bardzo lubię słuchać różnorakich soundtracków. Z reguły dlatego, że kojarzą mi się z filmami, które mi się podobały, ale czasem OST jest dobrem samym w sobie, a czasem... No właśnie.

OST z filmu "Escape from L.A." (dla Norwegów: "Ucieczka z Los Angeles") towarzyszy mi często w pracy, w drodze do lub drodze z. Średnio przepadam za artystami, którzy dołożyli tam swoje trzy grosze, ale ta kompilacja jest po prostu cudowna, szalona i niebezpieczna, choćby ze względu na transowe "Sweat" Toola, dyskotekowo pobudzające "The One" White Zombie czy denerwujące (ale w pozytywnym sensie) "Professional widow" Tori Amos. Wszystkie utwory składają się na fantastyczny cyberpunkowy klimat, tak dynamiczny, że słysząc to wszystko jakbym naprawdę widziała odzianego w skórzany płaszcz zabijakę spieprzającego na motocyklu przez postapokaliptyczny krajobraz. 

Dziwnym zrządzeniem losu jednak nie widziałam tego filmu, więc postanowiłam właśnie w ten weekend to nadrobić, zasysając co trzeba skąd trzeba.

Nie muszę dodawać, że napaliłam się na ten film jak przysłowiowy Arab na kurs pilotażu i rozczarowanie uderzyło mnie w mordę jak drzwi do saloonu. Film jest tak cienki i głupi, że aż poczułam się zażenowana. Aktorstwo Russela mnie osłabiło (a szkoda, bo wygląda ostro). W ogóle scenariusz jest tak durny, że całość przeszłaby chyba tylko jako pastisz, coś a la "Evil dead" czy inne "Martwice mózgu". Błagam, niech mnie ktoś pocieszy, może to właśnie o to chodziło? Chwilami śmiałam się jak porąbana, słowo honoru.


A muzyka? Say no more! Wygląda to mniej więcej tak: Snake idzie ulicą - leci "Sweat" przez jakieś 10 sekund. Snake wchodzi do burdelu, muzyka płynnie przechodzi w "Professional widow" na jakies 10-15 sekund, Snake wychodzi z burdelu i muzyka zmienia się znowu - chyba w "Cut me out" The Toadies, ale nie dam głowy. Masakra. W ogóle tej muzyki prawie nie słychać, bo "kompozytor" musi się wykazać. WTF?

Po raz kolejny Hollywood zrobiło mnie w balona, i to filmem, który ma już 15 lat. Oni są jak mafia lub KGB, wykończą każdego i nie obowiązuje żadne przedawnienie.

Mam nadzieję, że ci z was, którzy napalają się na film słysząc sam jego OST, nauczą się czegoś na moich błędach. OK, obejrzyjcie sobie jak naprawdę musicie, ale nie nasładzajcie się zbytnio, bo może zaboleć.

Muszę jakoś zmyć to rozczarowanie, więc puszczam sobie tę płytkę raz za razem, żeby jakoś zapomnieć. Wiem, że po gwałcie to raczej nie mycie, ale obdukcja, ale co tam, gdzie ja się mogę w końcu poskarżyć? Nie istnieje coś takiego jak estetyczna policja.


Ale, ale, chyba nie uczę się jednak na błędach. Byłam kiedyś w podobnej sytuacji, z filmem "Gattaca" (w Polsce chyba w obiegu pod tytułem "Gattaca: szok przyszłości"). No dobra, film nie był zły (przynajmniej aktorzy dobrze zagrali), ale nie przewiercił mnie. Jakiś taki zbyt amerykański i hollywoodzko glamour, a szkoda, bo z takiej historii można by więcej wycisnąć. Tak czy siak, film ujdzie, ale nie dorasta do pięt muzyce Micheala Nymana. Nic dziwnego, że słysząc najpierw ścieżkę dźwiękową, a potem dopiero oglądając film, spodziewałam się nie wiadomo czego.


Jaki z tego morał? Chyba żaden, tak tylko pożalić się chciałam, bo to blog i mój ci on.

Acha, jeszcze jedno: gadajcie sobie o sadzie "Zmierzch" co chcecie, ale tam przynajmniej wiedzieli, jaką wsadzić muzykę i co z nią zrobić. Poniższa scena i muzyka doń to przykład idealnej harmonii nastroju, obrazu i dźwięku w kinie:


unrelated: bosz, jak ja bym chciała mieć takie czerwone loki ;( czy muszę stać się w tym celu wampirem? czy zna ktoś jakiegoś Edwarda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz