sobota, 7 marca 2009

Jak sójka za morze

Nareszcie się zdecydowałam i odważyłam...


...i poszłam do fryzjera. Po raz pierwszy na obczyźnie. Trochę się obawiałam, jak to językowo wyjdzie, ale nauczyłam się w końcu takich słów jak "grzywka" (no co, nigdy takie słownictwo nie było potrzebne) i poszłam do salonu Koreańczyków, który wpadł mi w oko, bo jest niedaleko, strzygą w nim sami faceci i ma ciekawy wystrój.

Przeuroczy i niebywale przystojny skośnooki pan wyczarował takie oto coś na mojej głowie:







Uważam, że to najlepiej wydane 32 euro w moim życiu. Wizytę w salonie na obczyźnie postrzegam jako pozytywne zjawisko: wszyscy bardzo uprzejmi i nikt nie chciał mi modelować fryzu woskiem i pianką wbrew mojej woli. 

Zaprawdę, powiadam wam: nowa fryzura sprawia, że myśli są jakieś lżejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz