sobota, 10 maja 2008

Ladies and gentlemen, welcome to Sheshin!

Gwiazda internetowego lansu, Małgorzata P. (l. 26) zaszczyciła swoją obecnością krajową prowincję zwaną Sheshin (w miejscowym narzeczu: Szczecin).


Dnia 1 maja o godzinie 10:25 czasu lokalnego wylądowała na lotnisku w Goleniowie. 


Swoją drogą, czemu to lotnisko nazywa się Szczecin a nie Goleniów? Czy chodzi o to, że lotnisko jest 40 km od centrum miasta jak paryski de Gaulle? Powiew wielkiego świata, panie... Tylko tych Iroli z Ryanair, którzy próbują wymówić nazwę "Szczecin" mi żal ;)

Pierwszego odbyło się kameralne przyjęcie, na którym obecne były 2 inne gwiazdy: Danuta P. i Grażyna G. Gwiazdy zjadły wykwintne danie w postaci sałatki, szpinaku i kolorowego makaronu zapiekanego pod serem. Gwiazdy opiły się też czerwonym winem półsłodkim marki "Stary Mnich" (stari monach) produkcji Mołdawskiej. Takiej kolacji przy świecach w wykwintnym towarzystwie nie powstydziłaby się nawet pani Hiacynta Żakiet-Bukiet.


2 maja Małgorzata P. (l. 26) spędziła, jak większość rodaków, na zakupach. Długi rajd po koszmarnie zatłoczonym centrum handlowym "Galaxy" zaowocował kupieniem 3 bluzek i 2 par butów. Przy okazji okazało się, że robienie zakupów w ojczyźnie przy irlandzkiej pensji jest radosnym przeżyciem i w niczym nie przypomina nałogowego sprawdzania metek i polowania na przeceny, uprawianego w czasach studenckich.

Po rżnięciu paniszcza w szczecińskich sklepach przyszedł czas na strawę duchową. Małgorzata P. i Danuta P. udały się do Teatru Polskiego na przedstawienie pt. "Stacyjka Zdrój". Droga do teatru wiodła najpierw w tramwaju linii nr 5, a potem przez przeuroczy park Żeromskiego, gdzie nasza gwiazda wzdychała do piękna polskiej majowej przyrody. Samo przedstawienie poruszyło czułą strunę sentymentu w duszy słynnej Margot, gdyż uwielbia ona twórczość "kompozytora i tego drugiego" i dla usłyszenia dobrego wykonania tych wszystkich piosenek była gotowa znieść nawet - zbyt dynamiczne, jak na jej gust - poczucie humoru Poniedzielskiego.

Dzień Konstytucji przyniósł mi kilka okazji do rozważań na temat moich praw. Po pierwsze: czy moja szalona matka urodzona z bajkowymi czerwonymi pantofelkami na nogach ma prawo mnie ciągać do Różanki? Czy sprzedawcy na Pogodnie mają prawo pozamykać wszystkie sklepy, żeby nie można było kupić kawałka ciasta dla rodziny zaproszonej na podwieczorek? Czy rzeczona rodzina ma prawo spoglądać tak wymownie na moje sadło? Czemu konstytucja nie gwarantuje mi nietykalności od rodziny?
Jak dobrze, że stari monach był znowu na stole. Uff.

W niedzielę wszyscy dzień święty święcili i obowiązku tykania tematu pewnego dupska rozmiaru 44 zaniechali. Za to gwiazda odbyła wyprawę na działkę ciotki w towarzystwie mamy i kota. Kot i kwiaty miały sesję zdjęciową z prawdziwego zdarzenia, ludzie jako mniej wdzięczne okazy załapali się na kilka przypadkowych ujęć. Poniższe być może by nie powstało, gdyby nie obecność sierściucha.

Outfity gwiazd: okulary - Penney's, 3 euro za parę; marynarka - Jackpot, cena zapomniana; koszula w kratę - własność gospodyni, cena również zapomniana

Wieczorem odwiedziłam moją siostrę Annę L. z domu P. i mojego szanownego szwagra w ich apartamencie mieszczącym się w wieżowcu starszym niż oni sami. Owe szczęśliwe stadło odbyło praktyki wakacyjne w sektorze fastfoodowym w Dublinie, więc nie było końca wymianie doświadczeń z wielkiego świata. Spotkanie zaszczycił nawet szanowny ojciec naszej gwiazdy.

Szwagrostwo zostało obdarowane najlepszym angolskim wynalazkiem od czasów maszyny parowej: specjalną czapką na dzbanek zapobiegającą stygnięciu herbaty. Jak każdy student wie, umysł też potrafi stygnąć, na szczęście przyszła pani profesor anglistyki ma na to sposób.
Poniedziałek znowu upłynął w kulturalno-towarzyskiej atmosferze. Spotkałam się z koleżanką z orkiestry jazzowej (to prawie jak kolega z wojska!), a później, wieczorem, z koleżanką, która krótko po moim wyjeździe urodziła niezwykle żywotne stworzonko imieniem Ina (oczywiście musiało paść to nieuniknione "a kiedy ja będę babcią?" z ust mamy). W ramach przerywnika kulturalnego obejrzany został przepiękny i dość niszowy film chiński pt. "Martwa natura". Pikanterii temu doznaniu dodaje fakt, że zapewne nikt tego filmu poza nami dwoma i jednym kolesiem na sali nie zobaczy :) 

A najlepsza fryzura, jeśli jeszcze nie wiecie:
krótko z przodu, długo z tyłu i grzywka na przedzie
Wtorek upłynął dość burzliwie. Ileż to razy inwestowaliście w coś, a potem mieliście z tego powodu same kłopoty i zmartwienia? No właśnie! A ja postanowiłam zainwestować w siebie. I tak: wizyta i fryzjera zaowocowała fryzurą z grzywką (nie miałam grzywki od 4. roku życia i ciągle nią teraz zarzucam jak jakiś emo kid), natomiast wizyta u dentysty zaowocowała - oprócz planowanego zdjęcia kamienia - zdiagnozowaniem mojego pierwszego w życiu ubytku. Serdecznie pozdrawiam niezwykle czujną i miłą lekarkę z gabinetu D****s II przy ulicy Mickiewicza w Szczecinie, za udzielenie dokładnego instruktażu i lekcji pokazowej zakładania wypełnienia kompozytowego. 6 maja 2008 przejdzie już na zawsze do historii jako Dzień Pierwszej Plomby Margot.

Popołudnie gwiazda i jej szalona matka spędziły w dzielnicy Niebuszewo, o której lokalne legendy mówią, że "na Niebuszewo za dnia tylko z luśką" (luśka = morgenstern - przyp. tłum.). Droga ku owej zakazanej dzielnicy wiodła przez park Kasprowicza, którego atmosfera pozwoliła skoncentrować się przed ewentualną bitwą.

Instalacja "Ptaki" Władysława Hasiora w parku Kasprowicza to miejsce, gdzie człowiek prosty może w sposób dość dosłowny obcować ze sztuką.
Jednakże, w tej ostoi ludzi prostych ocalał świat, którego próżno szukać przy reprezentacyjnych alejach wielkich miast: świat barów mlecznych. Tak więc, w dzielnicy Niebuszewo, w barze "Zacisze" mój emigracyjny żołądek doznał ukojenia pod wpływem tradycyjnego polskiego posiłku kupionego za niewielką ilość złotych polskich.

Uczta na cześć Małgorzaty P.
Małgorzata P., jej szanowna ciotka i okaz miejscowego folkloru
Wnętrze lokalu; proszę zwrócić uwagę na dynamiczny cennik starego typu i lekki akcent nowoczesności: mikrofon pani na kasie, usprawniający komunikację z kuchnią.
Wieczorem szczeciński apartament Małgorzaty P. nawiedziły jej dwie siostry przyrodnie: Anna L. z domu P. i Barbara P. Gwiazdy doskonale bawiły się w swoim doborowym towarzystwie, popijając grzecznie herbatę.


Środa upłynęła również intensywnie, bez chwili oddechu na zanucenie "Pożegnania z ojczyzną". Najpierw strawa duchowa: wystawa Nikifora z Zamku Książąt Pomorskich plus rzucenie okiem na wystawę szklanych rzeźb, potem kolejna wizyta na Niebuszewie u pewnej wiekowej już cioci, a potem ostatnie zakupy.

W czwartkowy poranek nasza gwiazda powróciła do wielkiego świata ruchu lewostronnego i waluty euro.

Reasumując: Małgorzata P. (l. 26) wsparła polski handel następującymi zakupami:
- 3 bluzek koszulowych (gustownych i - co najważniejsze - kryjących brzuszek i pełne biodra)
- 3 par butów: glany, półbuty i sandałki
- spódnicy
- 1 kg cukierków
- 2 bochenków chleba
- skórzanych kapci (tandetnym plastikowym japonkom mówimy stanowcze NIE! - oczywiście nie obrażając wielbicielek muzyki techno z Kraju Kwitnącej Wiśni)
- 4 tubek niezawodnej pasty elmex
- żelu na cellulitis
- pastylek na odchudzanie
- koszulki pamiątkowej z bocianami i napisem "made in Poland" (horrendalna cena na lotnisku, ale nie mogłam się powstrzymać)
- 2 książek: "Merde! Rok w Paryżu" S. Clarka i "Rio Anaconda" W. Cejrowskiego

Dodatkowo została obdarowana:
- likierem czeskim marki "Magister"
- 2 kg kiełbasy różnych rodzajów
- naszyjnikiem
- kawałkiem ciasta z rabarbarem
- 2 artykułami pierwszej pomocy marki Wedel
- bamboszkami (różowymi, a jakże)
- czerwoną podwiązką (wokół kostki będzie w sam raz)
- 2 pieczeniami mięsnymi, w tym sławnym maminym schabem z suszonymi śliwkami

Przytulanka Margot została obdarowana bamboszkami i 1 kg krówek.

Dysk Margot został obdarowany ok. 400 zdjęciami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz