poniedziałek, 4 lutego 2008

Mój lans

Lansować się można na wiele sposobów.


Nie jest prawdą, że lans to drogie ciuchy i bywanie w modnych klubach. Lans to nie jest,gdy to jest w modzie, mówienie o wojnie na wschodzie. Lans to coś, co uprawiamy zawsze, kiedy uzewnętrzniamy się, żeby pokazać, jacy jesteśmy zajebiści.
Nie jest też prawdą, że lans to popisywanie się przed światem, bo ja np. lansuję się sama przed sobą, przed światem tak przy okazji.

Nie będę się zagłębiać we wszystkie lansy które w życiu uprawiałam, skoncentruję się na najświeższym rozdziale mojego życiowego lansu, czyli internecie.




Świńskie strony





Zaczęło się na studiach od zrobienia strony internetowej o świnkach. Strona już dawno nie istnieje (skasowałam ją pod wpływem wyśmiewań pewnej osoby, na pewno będzie to czytała, więc z tego miejsca oświadczam jej, że nigdy jej tego nie wybaczę). Znajdowało się na niej w cholerę obrazków, wierszyki, fachowe artykuły i różne linki. Przy okazji, poszukiwanie materiałów do tej strony było moim pierwszym bardziej intensywnym kontaktem z google (które oczywiście 7 lat temu nie wyglądało tak jak teraz). Przekopałam setki stron internetowych, w większości po angielsku.
Większość ludzi była rozbawiona moim pomysłem, tylko raz dostałam natchniony komentarz, że jestem infantylną idiotką. Na szczęście to, że ktoś jest drętwym dupkiem nie jest moim problemem.
Dokładnie nie pamiętam treści tej strony, przytoczę więc (trochę niedokładnie, z pamięci) podstronę, na której uzasadniam, że świnka to moje alter ego.

Dlaczego jestem świnką w ludzkim ciele?
  • jestem wścibska i wszędzie wtykam mój zadarty ryjek
  • lubię jeść i zawsze wylizuję korytko do czysta
  • jestem leniwa


Strona domowa





Strona ta przechodziła wiele przemian przez prawie 7 lat swojego istnienia. Na początku w HTML, teraz w PHP. Na początku na serwerze uczelnianym, teraz na ovh.org. Kiedyś czarna jak noc, teraz ma jakieś fikuśne różowe ramki tu i tam. Zawsze jednak była największym popisem mojej próżności.
Oprócz takich typowych bzdur jak księga gości, krótkiego opisu kim jestem znajduje się tam (uwaga) 18 zdjęć mojej osoby (chyba nawet fotomodelki w swoich portfolio tyle nie mają). Jest też podstrona z przepisami kulinarnymi mojego autorstwa i ostatnio dodałam, zapewne po to, żeby popisać się, że jestem taka "bułkę przez bibułkę" i mam taki wspaniały gust: pole z losowym cytatem z Woody Allena i podstronę z listą ulubionych książek, filmów etc. Dodatkowo popisuje się angielskim (wiem, nie mam czym) i zrobiłam stronę w wersji dwujęzycznej.
Moja strona domowa była przez lata moim jedynym źródłem lansu, gdyż jedyną społecznością internetową jaką w czasie tworzenia znałam było grono (do którego nikt mnie nigdy nie chciał zaprosić, bo mimo usilnego lansu nigdy nie byłam popularna, ciekawe czemu ;D), JM był wtedy tylko serwisem z dowcipami i miał 2 fora na krzyż. Mimo niskiego rankingu mojej strony w google parę osób (głównie przez JM) na nią trafiło i niektóre nawet zapisały się złotymi zgłoskami w moim życiu. Między innymi obecny mężczyzna mojego życia. Poprzedni też.
Obecnie już tej strony nie dopieszczam i rzadko ją aktualizuję, choć niewątpliwie jeszcze ma swoją moc, bo ostatnio zostałam przez nią zmolestowana mailowo przez jakiegoś gościa z Fiji :)




Margot jako wielka japonistka





Przyznam się bez bicia: zawsze chciałam dołączyć do blogosfery, ale jakoś nigdy nie miałam po temu konkretnej przyczyny - bo w końcu co to byłby za lans założyć takiego zwykłego bloga który niczym nie wyróżnia się z tłumu? Całkiem niedawno przypadkiem zapadłam na japonofilię i temat się w końcu znalazł. Nie oszukujmy się: japonistyki nie będę już studiować, użeranie się z tajnikami matematyki finansowej jakie obecnie uprawiam chyba skutecznie mnie odciągnie od wznowienia nauki japońskiego na dłuuuugi czas. Ale zawsze znajdzie się chwila żeby przeczytać jakąś książkę lub artykuł, odkryć na youtube jakiegoś ciekawego artystę czy chociaż obejrzeć dobry film made in Japan. Nieoczekiwanie blog stał się miłym prezentem dla przyjaciół i znajomych (tak, może was to zdziwi, ale mam takowych :D) oraz rodziny, którzy lubią sobie zerknąć kiedy nie mają pomysłu za jaką by się tu zabrać książkę lub film. Cóż, myślę, że będę kontynuować ten projekt, chociażby dla frajdy, jaką mi sprawia tworzenie banerów reklamujących mój blog :)




Odchylona artystka




Właściwie nie wiem czemu przystałam do społeczności deviantart - chyba dlatego, że moja młodsza siostra tam pięknie foci i chciałam komentować jej prace. Ale potem zaczęły mi wpadać do głowy różne pomysły, potem dostałam aparat fotograficzny i tak oto znalazłam sobie kolejne miejsce do lansu. Mam również świetną okazję żeby się trochę powymądrzać i nawet czasem wyjdzie mi jakieś fajne zdjęcie. Jakoś dziwnie nie przejmuję się tam tym, ile mam pageviews i favów, czy ja się starzeję?

Bray ruins 1 by ~Margotka on deviantART



Miejsca gdzie wypada bywać


Nigdy mnie twórczość video nie kręciła, ale co to za lans bez konta na youtube? Otóż to - żaden. Tak więc wpuściłam się w youtube'owy kanał. Nic ciekawego się tam nie dzieje, no ale i tam zaznaczam swoją obecność.

Mam również konta na myspace, facebook, i last.fm. Ale jakoś nie kręcą mnie te serwisy, chyba dlatego, że są za wielkie i straszny na nich bałagan. Zaproszenia do listy znajomych od internetowych gwiazdek porno, "ktoś tam gave you a poke" - WTF? Tak więc mam tam konta, bo wypada, ale nie zaglądałam tam od miesięcy, możliwe, że już nie pamiętam loginów i haseł.




Fuckt - czyli "you are here"




Nie będę chyba posądzona o wazeliniarstwo kiedy napiszę, że spośród wszystkich miejsc w światowej sieci na JM czuję się jak we własnym fotelu i w znoszonych, nieprzyzwoicie wygodnych kapciach. Wywnętrzam się tu na różnorakich forach od 5 lat i nie mogłam przegapić powstania absurd blogów. Pomysłów na internetowy lans nigdy mi nie brakuje, więc powstał ten oto egocentryczny do obrzydzenia blog, w którym mam ochotę ponabijać się z siebie. Już dawno myślałam o jakiejś terapii na moje największe schorzenie - brak poczucia humoru na swój temat. Jakież miejsce jest do tego bardziej odpowiednie niż Front Walki z Powagą? :)




Pora na dobranoc




Ta próba lansu zaczyna już się robić nudna nawet dla samej autorki, więc pora na konkluzje.
Dlaczego się lansujemy i do jakiego stopnia jesteśmy tego świadomi? Nie mam pojęcia, mogę mówić tylko w swoim imieniu.
Powód jest zawsze jeden i ten sam: próżność! Pewnie, że jest też i zwykła, czysta frajda z np. fotografowania pięknych miejsc, oglądania japońskich filmów czy robienia zdjęć swoim skarpetkom. Ale przede wszystkim chcę się połechtać. Czytam sobie to co napisałam jakiś czas temu, oglądam swoje fotki na necie i się napawam tym, że zrobiłam coś - jeśli nie genialnego w oczach innych to przynajmniej wtrącającego mnie w otchłań błogiego samozadowolenia.
I dlatego, pouczona bolączkami moich naszpikowanych kompleksami nastoletnich lat, uleczona za pomocą lansu, wołam do was, nieśmiałych, leniwych, wątpiących:




Lansujcie się!




Połechtajcie trochę swoje ego, a przy okazji może ktoś was w tym wesprze.

Przy okazji chciałam podziękować serdecznie wszystkim moim czytelnikom za wspieranie mnie w łechtaniu mojej próżności, cenne uwagi (czasem biorę je sobie do serca, tylko nie mówcie nikomu;)) a także za... wylewanie pomyj, jakiego czasem się dopuszcza jakiś sfrustrowany banem z mojej przyczyny bojownik np. na łamach bloga japonofilki. Komentowanie to też lans ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz